Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/048

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapłacił za nocleg i wyszedł na miasto. Postanowił zużyć wolny czas na przyjrzenie się jarmarkowi.
Na olbrzymich placach, rozciągających się nad rzeką — po stronie przedmieścia, a niegdyś grodu Makarjewa — kipiało różnobarwne i gwarne życie, snuły wielojęzyczne tłumy, leżały nagromadzone stosy najrozmaitszych towarów. Były tu osobne okręgi żelaza, drzewa, wełny, futer — jeziorka rybne... Były budowle wymyślne, skonstruowane z niezwykłych materjałów — domki z cegiełek herbaty, lub z połciów słoniny — swoista reklama w stylu fantazji wschodniej. Wpośród wielbłądów, koni, mułów, pojazdów i fur tłoczyli się Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Ormianie, Grecy, Chińczycy, Indusi i t. d. napełniając różnojęzycznym gwarem przetargów i rozpraw olbrzymi plac. Ciekawi i interesanci oglądali z zajęciem kaszmiry indyjskie, broń kaukazką, zegary szwajcarskie, koronki Ijońskie, minerały uralskie, owoce i produkty zachodu i wschodu, towary z wszystkich części świata.
O potężnym biciu pulsów tego jarmarku świadczy cyfra jego obrotów handlowych; 100 miljonów rubli!

Rozbijali tu także swoje namioty — na ten okres zyskowny kuglarze, sztukmistrze, akrobaci, wędrowni aktorzy, i piosenkarze. Obok szopy, w której widziało się tańce cyganów, sztuki żonglera, popisy linochoda, przyjezdny teatr dawał dramat Szekspira; a nieopodal ryczały lwy koczowniczej menażerji, lub pod batem tańczyły niedźwiedzie. Dziwaczna mieszanina barw i strojów! — chaos bogactw — targowisko, z którego wychodziło się, gdy już nie miało się co sprzedać, lub nie zostawało grosza, aby co jeszcze zakupić!
Spotkali się tu przypadkiem i nasi dobrzy znajomi — pp. Jolivet i Blount. Na ten raz konkurencyjni korespondenci nie zamienili ze sobą ani słowa — ogra-