Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/106

Ta strona została przepisana.

— Więc nie było między wami po powrocie do domu żadnego przykrego zajścia?
— Nie!
— Dzięki Bogu! — odetchnęła swobodnie. — Proszę pana, zechciej unikać najkrótszej nawet rozmowy w tej kwestyi. Jeszcze jedno pytanie. Jak się nazywa teść pański?
— Borotin; jest nauczycielem muzyki.
— Gdzie?
Lambert wymienił miejscowość.
— Jak to daleko od Pragi?
— Kilka godzin jazdy.
— Nie wiesz pan, czy to jego właściwe, czy przybrane nazwisko?
— Nie sądzę, aby miał powód ukrywania własnego nazwiska.
— Dziękuję panu — rzekła, podając mu rękę. — Dziękuję i proszę zostaw mnie już samą. Za parę dni wszystko wyjaśnię.
Cóż ją może zajmować nazwisko mego teścia, co to za nowa zagadka?
Lambert wielce się zadziwił, zastawszy w domu Borotina. Zadowolony był z tego, i on również bowiem unikał sam-na-sam z Gabryelą; dlatego też przyjął zaproszenie ojca. Na szczęście przyszło kilka osób znajomych i prowadzono ogólną, bardzo ożywioną i swobodną rozmowę, tem więcej, że nikt z gości nie przyjmował udziału w raucie u Izabeli, nie wiedział temsamem o skandalicznem zajściu.
Po rozejściu się gości, Gabryela poszła do sy-