pogodzała się prędko, że jej również coś odpowiadał. Patrzyła na nich, jak nieprzytomna.
— Gabryelo! — wyszepnął Borotin, a uśmiech rozjaśnił jego martwiejące usta. Za chwilę skonał.
Pani de Dorval zamknęła mu oczy, uklękła, po chwili wstała i wyszła tak cicho, jak przyszła.
Na ulicy spuściła gęstą woalkę i skierowała się do zajazdu, gdzie czekał jej powóz.
Wsiadając doń, nie zauważyła nawet drugiego pojazdu, który właśnie z Pragi przyjechał.
Zaledwie powóz ruszył, przybyły z Pragi cudzoziemiec zawołał gospodarza.
— Kto to była ta pani, co teraz odjechała?
— Nie wiem, proszę pana. Przyjechała wczoraj w nocy; dziś rano pytała się o mieszkanie tutejszego nauczyciela muzyki, ot tu na rogu ulicy. Wróciwszy ztamtąd, wsiadła odrazu do powozu.
— A co to za nauczyciel? — badał cudzoziemiec, którym był nie kto inny, tylko pan Bergenhausen, czy to jest młody człowiek?
— Pięknie tam młody — śmiał się gospodarz. — Powinien pan raczej zapytać, czy był młody, bo to jemu właśnie dzwonią na wieczny spoczynek.
— Nikt nie mieszka z tym nauczycielem?
— Nie, ostatnio zajmował on pokój u starej panny Iraskówny.
— To dziwne — myślał przybyły; wziął jednak kapelusz i w milczeniu udał się do wskazanego mu domu.
Panna Iraskówna stała na środku pokoju, prze-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/112
Ta strona została przepisana.