Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/114

Ta strona została przepisana.

mnie rzeczy stare, wiadome. Iraskówna nie znała naturalnie treści listu, ale przez to chciała w jego oczach nabrać większego znaczenia.
— Czyś pani czytała ten list?
— Byłoby to zbyteczne, gdy wiem, co on zawiera.
— Posłuchaj mnie pani — mówił przytłumionym głosem. — Doprawdy, brzydko to ze strony naszego przyjaciela, że nadużył dobroci pani. List, o którym mówisz, dawno jest w Pradze, a to, droga, zacna duszo, wierna przyjaciółko, to są papiery polityczne, szukane przez policyę. Gdyby je u was znaleziono, groziłoby pani wielkie niebezpieczeństwo. Marna byłaby to zapłata za twą miłość chrześcijańską. Oddam je, komu należy. Wszak zaufasz pani hrabiemu Z.
Polityczne intrygi! Hrabia Z.! Biednej Iraskównie w głowie się już mąciło. Jakby ukąszona przez jadowitą żmiję, wysunęła prędko rękę z listem, oddając go hrabiemu. Następnie wyprowadziła jego ekscelencyę aż na rynek.
Pan Bergenhausen odjechał natychmiast, a całe miasto, razem z gospodarzem hotelu, łamało sobie głowę nad znaczeniem tych wizyt, nadzwyczajnego pośpiechu.
Panna Iraskówna uśmiechała się tajemniczo, powtarzając w duchu: gdybym zechciała powiedzieć!...
Pan Bergenhausen dogonił pojazd pani de Dorval przy praskiej już bramie. Nie poznała go jednak, było bowiem ciemno, a twarzy dyplomaty nie przyjrzała się nawet na raucie u Izabeli.