Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/116

Ta strona została przepisana.

— Już osądzona.
Dyplomata zadrżał.
— Nie rozumiem księcia? — bąknął przerażony.
— To zupełnie zbyteczne. Czy wiesz pan, gdzie ona mieszka? Zaprowadź mnie do niej, nikt mnie tutaj nie zna.
— Nie zastaniesz jej książę napewno. Bezwątpienia jest na balu u mej siostrzenicy.
— Więc tam pójdę.
— Bal jest maskowy.
— Tem lepiej — rzekł książę. — Mam właśnie ochotę zamaskować się dzisiaj. Nie zadawaj już, proszę, żadnych pytań.
Dyplomata ukłonił się w milczeniu.
W całem mieście prawie wybierano się na maskaradę do Izabeli.
Hrabia Justyn zasłużył doprawdy, jeśli nie na wieniec laurowy, to na koronę męczeńską.’ Niełatwe to było zadanie wszystkich zadowolić i pogodzić. Izabela, dowiedziawszy się, iż hrabia stanowczo obstaje za współudziałem Gabryeli, chciała raczej zniweczyć cały projekt zabawy. Rozmyśliła się jednak prędko. Czyż nie była pewną zwycięztwa nad swą rywalką? Ta szalona sama dążyła do swej zguby, chcąc walczyć z nią, królową salonów, znaną z inteligencyi i sprytu. Zaśmiała się z tego w myśli. Do urzeczywistnienia pierwotnego planu zabrała się z podwójna energią.