Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/127

Ta strona została przepisana.

rzystwo. Kiedy przewracał nuty, zobaczyłam w jego mankiecie spinkę złotą, zupełnie podobną do znalezionej w ogrodzie. Krew we mnie zawrzała, zwłaszcza, gdy po grze zbliżył się do mnie.
Nie odpowiadałam mu na żadne pytanie. Zobaczywszy, że nikogo niema w pobliżu nas, poprosiłam go o pokazanie lewej ręki. Spełnił moje żądanie z prawdziwem zdumieniem.
— Panie — rzekłam drżącym głosem — zgubiłeś spinkę od mankieta.
— Rzeczywiście — odparł obojętnie.
— A jam ją znalazła. — Uczuwałam przytem, jak naprzemian blednę i czerwienieję. — A wiesz pan gdzie? W ogrodzie. — Wstałam.
Twarz jego pokryła się rumieńcem, złożył ręce i szepnął: Łaski, łaski!
— Nigdy — odpowiedziałam, mierząc go pogardliwem spojrzeniem. — Niestety, jestem tylko słabą dziewczyną i nic więcej nie mogę uczynić panu za tę głęboką zniewagę, jak zaprzysiądz mu swą nienawiść. Gdybym jednak była mężczyzną, zastrzeliłabym pana w tej chwili!
Byłam tak rozdrażniona, że musiano mnie wyprowadzić z salonu i na łóżko położyć. Uczułam się bardzo nieszczęśliwą, a życie przedstawiało mi się jako brzemię nie do zniesienia. Powtarzałam sobie, że jestem zabawką w ręku matki, którą ona według swej chęci rozdaje.
Książę Szymon przywłaszczył ją w okrutny spo-