Mówiła, kusząc mnie, jako dyabeł, przestraszyłam się jej.
— Pójdź więc — odezwała się, widząc, że jej rady nie posłucham.
— Pociągnęła mnie za sobą. Zerwała mi chustkę, w jaką byłam okryta i rzuciła ją falom wody jeziornej.
— Nie będą cię szukali, pomyślą, żeś się utopiła.
Włożyła na mnie płaszcz i szłyśmy w milczeniu. Przedostałyśmy się przez wieś i wsiadły do powozu, czekającego tu na matkę. Przyjechałyśmy do miasteczka, gdzie się przebrałam i koleją udałyśmy się do Pragi. Trzy dni zostawiła mi matka do odpoczynku, potem powiedziała, że jedziemy do Paryża.
— Pocóż tam? — zapytałam.
Wzruszyła ramionami.
— A narzeczony twój, jużeś o nim zapomniała? Za miesiąc stawi się do Paryża i będzie wasz ślub.
— Szalejesz chyba, matko. Ślub po tem wszystkiem, co zaszło?
— Nic nie wie — odparła. — Nie byłam waryatką przecież, ażeby twe romantyczne przygody rozgłaszać. Nikt nie wie, co się stało. Pisywałam od czasu do czasu do krewnych, nawet i do-twego narzeczonego, nie wspomniałam jednak o twojej ucieczce. Widziałam twego kochanka w Krakowie, skoro więc znikłaś, domyśliłam się, gdzie się podziałaś. Wiedząc, że on Czech, byłam pewną, iż uciekliście do jego ojczyzny.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/144
Ta strona została przepisana.