Szukałam was długo, wydając na to wiele pieniędzy, nie swoich, tylko pożyczonych. Byłam już w rozpaczy, że napróżno zabrnęłam w długi i do tego utracę swe dożywocie, jakie miałam otrzymywać po twym ślubie, gdy przypadkowo wpadł mi w ręce jakiś stary numer pisma artystycznego w Warszawie. W zręcznie napisanym felietonie była podana biografia p. Jarosława Bohusza, wybitnego artysty czeskiego. Autor opisywał chatę w górach, lasy, gdzie się urodziła ta artystyczna dusza. Boć to moda teraz, że proletaryat kokietuje publiczność swą nędzą. To mi wystarczyło. Dotąd badałam, szukałam, aż przyszłam na ślad. Dzięki Bogu, nie ominie mnie mój apanaż.
Spuściłam głowę. Wiedziałam dobrze, iż śmierć tylko mogła mnie z tego oswobodzić. Tak mnie już złamał ciężki los, że nie miałam odwagi, ani siły na jakikolwiek opór. Byłam młoda, a po przeżytej biedzie, bogactwo i przepych zaczęły mnie nęcić. Książę Szymon nie przedstawiał się już tak okropnie. Zresztą przypomniałam sobie matkę z tej chwili, gdy mnie kusiła do utopienia dziecka; przypomniałam Jarosława, który mnie, słabą, umierającą kobietę nielitościwie uderzył, jako nieme stworzenie — i świat wydawał mi się przerażającą pustynią, zamieszkałą przez dzikie potwory. Cóż mi więc mogło zależeć na tem, która z tych nieludzkich istot rozedrze swemi szpony moje serce, czy matka — Jarosław, albo książę!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |