trzymała bieg czasu i piętnaście już lat upłynęło od tej pamiętnej chwili, a ona ani o godzinę się nie zestarzała.
Ale mimo tych cnót, a może przez nie właśnie miała ona wielu nieprzyjaciół. Najsilniejszą przeciwniczką była panna Nowotna, nienawidząca jej z całej duszy.
Panna Nowotna pięć lat później od panny Iraskówny ujrzała światło dzienne. Patrząc na nią przypominała sobie zawsze, że za lat pięć i ona tak staro będzie wyglądała. Nic więc dziwnego, że gorycz w niej zbierała. Los zaś najczęściej zbliżał te dwie istoty.
Po skończonym obrzędzie wszyscy zaczęli opuszczać kościół, u drzwi powstał ogromny ścisk, w którym panna Iraskówna i Nowotna (pod opiekuńczemi skrzydłami swej matki) znalazły się znów obok siebie.
Pani Nowotna pierwsza się ukłoniła, jej mąż bowiem miał sklep bławatny, a panna Iraskówna dosyć w nim kupowała, należał się więc jej i miły uśmiech, jakkolwiek nie był wyrazem wyjątkowo przyjaznych uczuć.
— Któżby pomyślał, że Gabryela!... — wycedziła pani Nowotna, pięćdziesiąty już raz chyba tego wieczoru.
— Szczęście bywa ślepe — odpowiedziała panna Iraskówna takim tonem, jakby chciała dodać: gdyby się wszystko działo według zasług jabym dzisiaj była panną młodą.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/15
Ta strona została przepisana.