odwracał się odemnie. Niebiosa były głuche na me błagalne prośby, nie słyszały rozpaczliwych okrzyków mej duszy. Daremnie jęk mój rozdzierał ciszę nocną, daremnie skarżyłam się na Boga i ludzi. Jako Kain, jako Ahaswer tułałam się po świecie samotna, ze swym bólem, z piętnem boskiej pomsty, przeklęta, stracona! Moje okropne męczarnie wyjednały mi przecież litość tam w górze, za błękitami, za gwiazdami! Zjawiłam się w tym roku do Pragi, z małą wprawdzie nadzieją. Teraz zrozumiesz moje uczucie, gdym słyszała opowiadanie hrabiego o spotkaniu się z małą Wandą, w której poznałam odrazu moją córkę. Odczujesz, co się we mnie działo, kiedy byłam świadkiem wystąpienia twej żony, wywołanego, jak się później dowiedziałam, przykrem zajściem z matką. Jeszcze nie byłam pewna, czy rzeczywiście jest moją córką, mogły być tylko mylne pozory.
Zaraz nazajutrz pragnęłam się wybrać do twego teścia, lecz silne wrażenie przyprawiło mnie o poważną chorobę, obawiałam się już śmierci. Wczoraj, wreszcie pojechałam do miasteczka B. i zastałam Jarosława umierającego. Pogodziliśmy się, odpuszczając krzywdy, któreśmy sobie nawzajem wyrządzili. Opowiem później o tułaczem jego życiu, jakie mi w krótkości nakreślił. Umarł uspokojony, dotąd bowiem myślał, że się utopiłam w jeziorze. Wyrzuty sumienia, iż on mnie do tego doprowadził, gryzły go nieustannie. Już nie żyje, niech w spokoju odpoczywa!
Zamilkła, uroczysta cisza panowała dokoła.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/150
Ta strona została przepisana.