Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/158

Ta strona została przepisana.

„Gabryelo moja, Wando moja, stracona i znów odnaleziona. Nie mogę już dłużej stłumić gorącego pragnienia mego serca, muszę ci się ukazać. Wiedz, że ta, która według roli, jako siostra cię obejmie, jest twą matką. Nie dziw się, gdy pocałunki moje będą, jak żar palące, pamiętaj, że tęskniłam do nich długie lata... już więcej pisać nie mogę...”
Gabryela zataczała się, jak pijana, przecierała czoło i oczy, na rozmyślanie brakło jej czasu, musiała bowiem wyjść na scenę.
Po odsłonięciu kurtyny ukazała się widzom izba w czarnej wieży, z nizkiem sklepieniem i brudnemi ścianami. Stary sługa, niosąc w jednej ręce kaganek palący się, drugą prowadził Gabryelę. Nie było już i śladu wesołości na jej twarzy, przebijała się zaś zaduma i rozdrażnienie.
— Nie bój się, dziecię — uspokajał służący — nic ci się złego nie stanie. Wiesz, mogłabyś nam wyświadczyć ogromną przysługę. Pan mój przed laty porwał cygankę, zdradził ją i swem okrutnem postępowaniem o utratę rozumu przyprawił, następnie rozkazał ją uwięzić. Nie wiem jakim sposobem uciekła ztąd; pewny jestem, że błąka się w okolicy, albo w samym zamku. Byłbym strasznie ukarany przez mego pana, gdyby mu się ona ukazała i zamąciła spokój weselnej uroczystości. Zaśpiewaj’pieśń w twym ojczystym języku, to ją przywabi i ona bowiem z twej ziemi pochodzi. Przyrzekam, że obejdę się z nią łaskawie, że chcę ją i ciebie od zguby wyratować. Czy się zgadzasz?