Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Cyganka kiwnęła potakująco głową, sługa wyszedł uradowany, zostawiając drzwi otwarte.
W celi zapanowała ciemność, przez małe okienko przedostawało się tylko światło księżyca, odbijając się na przeciwnej ścianie, również małemi drzwiczkami opatrzonej.
Gabryela usiadła. Serce jej tak gwałtownie biło, iż zdawało się, że pierś rozsadzi. Zobaczy matkę!... czy to możliwe? Utkwiła wzrok w oświetloną ścianę, wiedząc, że tam się ukazać ma ta, co w roli siostry jej wystąpi. Z wrażenia zapomniała o śpiewie, przypomniano jej dopiero.
Śpiewała więc, ale głosem drżącym. Była to znów jedna z tych pieśni słowiańskich, miękich, głębokich, jako czarodziejska iskra, wykrzesana z samego serca gnębionego narodu. Początkowo, nie mogąc opanować swym głosem, śpiewała cichutko, potem coraz głośniej, coraz rzewniej, wreszcie srebrny jej śpiew przemienił się w pieśń potężną, porywającą. Opuściła ręce na kolana, piękne oczy podniosła ku sklepieniu celi, lecz prędko zwróciła je na ścianę, wypatrując z niecierpliwością zjawienia się matki. Skoro umilkła, odezwały się tony oddalonej pieśni, były to raczej oderwane dźwięki, przepełnione bólem, ściskającym serca słuchaczy. Jakieś wielkie wzruszenie nie pozwalało ująć tych dźwięków w jednę całość.
Pierś Gabryeli szybko falowała, oddychała ciężko, pot skroplił jej czoło. Ukazała się księżna Sylwia. Stała w milczeniu, drżąc na cnłem ciele, śmier-