Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/20

Ta strona została przepisana.

kanapie, zabrały się do pierników, a gospodyni rozpoczęła swe opowiadanie, bez najmniejszego wstępu:
— Od tej chwili upłynęło już lat siedemnaście, byłam wówczas jeszcze bardzo młoda — słuchaczki zamieniły z sobą znaczące spojrzenie — byłam bardzo młodą — powtórzyła — ale mniejsza z tem, słowem, poszłam wtedy odwiedzić moją ciotkę, która przebywała w roli gospodyni w pewnym zamku książęcym w Nachodsku. Zamek był odosobniony, widywaliśmy tylko ludzi, dostarczających nam produkty gospodarskie. Do nich należała jedna stara kobiecina, która przynosiła nam, stosownie do pory roku, to grzyby, to jagody, to owoce. Pochodziła ona z gór, gdzie miała chałupę, na skraju lasu, zdala od wioski położoną, a przy niej kawałek roli, raczej kamienie, niż zboże rodzącej. Mówiono o niej powszechnie, iż zajmuje się zbieraniem i suszeniem ziół rozmaitych, że jest znachorką.
Ciotka ją znała już oddawna, naopowiadała mi o niej wiele. Miała ona syna, który w młodym wieku pojechał w obce strony, gdzieś daleko, nie wiem gdzie, i tam podobno zdobył znaczny majątek. Pomagał matce o tyle, że swoje dawne zajęcia prowadziła z zamiłowania więcej, niż z potrzeby. Bywała ona, według opowieści, nader gadatliwa, od niejakiego zaś czasu, stała się milcząca, dziwnie roztargniona, wreszcie zniknęła na parę miesięcy.
Tymczasem zaczęły krążyć między ludem fan-