wspólnego nie ma z p. Borotinem — zauważyła gniewnie pani Obratilowa.
— Zaraz panie usłyszą, trochę tylko cierpliwości — odparła zagadnięta i ciągnęła dalej swą opowieść:
— Młoda krew zawsze bywa gorąca, więc też opuściła mnie prędko obawa, a spotęgowała się ciekawość, nieprzeparta chęć dojścia do jądra całej zagadki. Byłabym pragnęła wyruszyć w nocy do chałupy handlarki ziołami i tam ją przez okna śledzić, ale tyle odwagi nie posiadałam. Pewnej niedzieli po południu, kiedy moja ciotka spała, wybrałam się w drogę. W godzinę byłam już we wsi, a w pół znalazłam się przy samem jeziorku, gdzie ukryłam się wśród krzaków. Rozmyślałam właśnie nad tem, co dalej czynić mi wypadnie, gdy z trzaskiem otworzyły się drzwi chaty, a w nich ukazała się kobieta blada, jak śmierć, lecz piękna, jak święta. Skierowała się szybko ku jeziorku — śmiertelny dreszcz mnie przejął. Za chwilę przybiegł mężczyzna, wołał na nią językiem mi nieznanym. Piękna kobieta zatrzymała się, mierząc go pogardliwem wejrzeniem. Skoro ją dogonił, zaczęli się żywo sprzeczać, aż im z oczu iskry padały. Nie wiem, co ona mu powiedziała, dość że on ją uderzył. Wtedy młoda kobieta wydała taki okrzyk rozpaczy, że całym lasem on zatrząsł i padła na ziemię. Mężczyzna uciekł, a mną owładnęło takie straszne przerażenie, że nie zważając na niebezpieczeństwo, wyszłam z krzaków i pobiegłam do domu. Nie przyznałam się odrazu do tego, co
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/23
Ta strona została przepisana.