się i drżały w oddalonym stawie, snuły po gaiku osikowym, kładły na smukłe topole, tworząc dziwaczne cienie. Gaik — jedyna ozdoba tej monotonnej okolicy — oryginalnie wyglądał, drzewa bowiem rosnące gęsto na wzgórzu, stawały się coraz rzadsze ku równinie i sprawiały wrażenie, jakby jedno drugie goniło. Ostatnia topola tak odbiegła od swych towarzyszek, iż znalazła się tuż obok starej jabłoni, stojącej już przy samej drodze. Wzrok Gabryeli spoczął na tej jabłoni, boć przy niej zrodziła się jej miłość, a widok jej przypomniał dziewczynie przeszłość, krótką, uroczą, jak sen.
Gabryela skończyła na wiosnę lat szesnaście; ojciec w dzień urodzin spełnił jej dawne życzenie — ofiarował pierwszą, długą, białą suknię. Radość dziewczęcia nie miała granic. Mogła być dumną ze swego stroju. Gdybyż już była niedziela, gdybyż mogła ukazać się w nim całemu światu! Ale nowe zmartwienie — przecież deszcz wtedy może padać... Nie, nie, pocieszała się dziewczyna, Bóg, ani mój anioł stróż nie dopuści do tego! W niedzielę rano z bijącem sercem podniosła zasłonę u okna. Co za szczęcie! firmament był jasny, bez najlżejszej chmurki... Stary Borotin, który, mówiąc nawiasem, nie był tak stary, jakim się wydawał, mimo wstrętu do przechadzek wśród gwarnych uliczek miasteczka, poszedł z Gabryelą, przybrany w najlepszy, świąteczny surdut. Przed wyjściem przejrzała się dziewczyna w starem zwierciadełku, wiszącem przy drzwiach, a zobaczywszy odbicie swej twarzy promieniejącej i białego
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/27
Ta strona została przepisana.