stroju, pokryła się rumieńcem i doznała dziwnego, nieznanego dotąd uczucia. Miała wrażenie, jak gdyby prąd wiosennego, ożywczego powietrza owiał jej serce, bijące wówczas przyśpieszonem tętnem. Było jej tak słodko w duszy, jakby po długiej zimie usłyszała nad swą głową pierwszy śpiew skowronka. Uczucie to trwało tylko chwilkę, pozostawiło jednak po sobie wyraźne ślady, niby meteor, który, zjawiwszy się nagle na ciemnym obłoku, gaśnie prędko, ale długo jeszcze rozlewa tajemniczy odblask po całym firmamencie.
— Tak dziwnie wpływa na mnie ta wiosna — myślała Gabryela, nie zdając sobie sprawy z istnienia drugiej wiosny — wiosny życia i serca dziewiczego, jaką ona właśnie rozpoczynała. Z dziecka stała się dziś panną dorosłą.
— Patrzcie, słońce wywabiło z domu nawet i starego Borotina — mówili przechodnie. — Jego córka w tym wspaniałym stroju wcale niebrzydko wygląda.
— Kroczy ona tak dumnie, a oczy jej błyszczą niby dwie gwiazdy — dodawali inni.
Gabryela jaśniała radością, szczęściem. Cały świat przygarnęłaby do serca, każde ptaszę całowała, każdą stokrotkę zrosiła łzą radości. Sama nie mogła zrozumieć, co ją właśnie tak uszczęśliwia. Jedna tylko myśl trapiła ją srodze, że ten dzień świąteczny zbliża się już ku końcowi i przeminie, jak wszystkie inne.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/28
Ta strona została przepisana.