Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/29

Ta strona została przepisana.

Wracając do domu, spostrzegła staruszka, grającego pod jabłonią przy katarynce, równie, jak on, starej.
Tak smutnie rozbrzmiewała melodya: „Kiedym ten len zbierała...” każdy ton był łkaniem.
Sięgnęła do kieszeni, by starcowi rzucić choć grosik, ale nic w niej nie znalazła i szepnęła doń smutnie:
— Szkoda, nic nie mam.
Staruszek kiwnął przyjacielsko głową, znał ją bowiem dawno i dodał:
— Nie martw się, panienko, dasz mi innym razem.
— Zarobiliście dziś wiele swoją muzyką? — pytał żartobliwie Borotin.
Starzec zaprzeczył ruchem głowy, smutnie wzdychając.
— Na mnie starego już nie zwracają uwagi, przechodzą, nie spojrzawszy nawet na biednego grajka. Ot, gdyby tak panienka za mnie grała, byłoby zupełnie inaczej.
Gabryela z uśmiechem zdjęła pośpiesznie kapelusz, położyła go na trawniku i, nim ojciec zdołał temu zapobiedz, stanęła pod jabłonią i zaczęła grać na katarynce.
Gabryela nie była piękną, ale w tej chwili, z zarumienioną twarzyczką, otoczoną ciemnemi, lśniącemi puklami włosów, z czarnemi oczyma, w słońce zapatrzonemi, na tle rozłożystej jabłoni, pięknem kwieciem osypanej, oświetlona czerwonemi promieniami zachodzącego słońca, śpiewająca z przejęciem sta-