od urodzenia była wielką damą i że niktby w niej nie poznał córki wiejskiego nauczyciela muzyki, która niedawno po raz pierwszy do Pragi zawitała.
— Lękałam się tej chwili, kiedy mnie Lambert do towarzystwa wykwintnych dam wprowadzi, a teraz nie mogę się doczekać spełnienia tych pragnień.
Lambert wszedł do pokoju. Podbiegła do niego.
— Przypatrz się — mówiła — jak wyglądam w tej nowej sukni, wszak nie widziałeś jej wcale.
— Wyglądasz, jak zwykle, ślicznie, moja miła. Jestem doprawdy zadowolony, widząc cię w eleganckim stroju. Wczoraj moi rodzice przyjechali. Weź kapelusz, pojedziemy do nich.
Młodzi małżonkowie mieszkali blizko rodziców, droga więc nie trwała długo. Serce Gabryeli biło niespokojnie, gdy wjeżdżali do starego, ciemnawego domu i gdy szli następnie po drewnianych schodach, przez ponury, długi korytarz, do salonu prowadzący.
U nich stokroć było weselej; wszędzie tam widać miłą elegancyą: białe schody oświetlają jasne promienie słońca, przed oknami roztaczał się piękny widok: spokojnie płynąca Wełtawa, nad nią góra Petrzyn, bujną roślinnością pokryta — słowem, u nich znać wszędzie życie, uśmiech, wdzięk — tutaj tak sztywno, ponuro!
W przedpokoju stary lokaj ukłonił się im służalczo, a otwierając podwoje do salonu, równie o charakterze nudy, panującej w całym domu — spoglądał ukradkiem, ciekawie na młodą panią.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/38
Ta strona została przepisana.