Pani Paganiowa spoczywała na kanapie, obok niej na taborecie leżał stos papierów. Były to same prośby o wsparcia, Paganiowa bowiem piastowała w wielu stowarzyszeniach dobroczynnych godność głównej opiekunki. Z natury ambitna i chciwa władzy, nie mogąc wedle woli i upodobania tyranizować swego męża i dzieci, rzuciła się na pole działalności filantropijnej, gdzie przez składanie bogatych ofiar stała się wszechwładną; nikt nie śmiał jej tam oponować.
Kiedy weszli Lambertowie, skinęła ruchem królewskim na bladą, przedwcześnie zestarzałą dziewczynę, odczytującą na głos listy. Odłożyła je ona pośpiesznie i wyszła prędko ze spuszczonemi oczyma do świątyni gynoceum.
Pani Paganiowa podniosła się; postawa jej była imponująca: siwe, jak mleko, włosy nadawały jej twarzy, ze śladami jeszcze dawnej urody, wyrazu oryginalnego, poważnego, jaki podnosił ciemny zupełnie strój. Spojrzała wyniośle na przychodzących, a oblicza jej zimnego nie ożywił najlżejszy uśmiech. Przyrzekła synowi grzecznie przyjąć jego żonę, więc powstała na przywitanie. Chciała jednak dać poznać synowej, że czyni jej wielki zaszczyt, pozwalając oglądać jej swą osobę. Z oczu pani Paganiowej i najmniej domyślny mógł to łatwo wyczytać.
Gabryela spodziewała się serdeczniejszego przyjęcia. Podbiegła wesoło do matki, ale widząc jej sztywność posągową, zatrzymała się nagle i jednocześnie uczuła dziwny ból w sercu. Obejrzała się mi-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/39
Ta strona została przepisana.