mowoli za mężem, on zaś spostrzegłszy ojca, siedzącego w przyległym pokoju, nad stosem papierów giełdowych, poszedł doń oznajmić ich przybycie.
Gabryela, zostawszy sama z teściową nie wiedziała co robić i coraz więcej czuła się zmieszaną.
— Piękna nie jest — myślała stara pani Paganiowa, spoglądając na synowę, a widząc ją tak bezradną, zakłopotaną, dodała w duchu — a przytem bardzo głupia!
Usiadła na kanapie, ukazując Gabryeli krzesło, obok stojące.
Obie milczały. Z tego przykrego położenia wyswobodziło je wejście dwu Paganich.
— Więc to jest twoja żonka — rzekł ojciec, ujmując serdecznie rękę Gabryeli. — Mam nadzieję, że ci się będzie podobało życie w Pradze.
— Już mi się podoba.
— Powiedz, jakim sposobem udało ci się ułaskawić naszego tygrysa, włożyć jarzmo na jego kark nieugięty?
Gabryela roześmiała się tylko swym srebrnym głosem, tygrys zaś otworzył album z fotografiami.
— Ach — żartował dalej stary Pagani — jakkolwiek śmiech twój jest bardzo ładny i przyjemny, nie jest odpowiedzią na moje pytanie, które raz jeszcze powtarzam.
— Dość tego, mój panie, powtarzany dowcip nudzi zawsze — przerwała matka takim zimnym tonem, że zdziwiony Lambert spojrzał na nią badawczo, a ojciec oniemiał.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/40
Ta strona została przepisana.