I znów nastała chwila niemiłego milczenia.
— Czyście już widzieli Izabelę? — zaczął Pagani dla uratowania sytuacji.
— Nie, nie wiedziałem nawet, iż powróciła do Pragi. Wszak była w Biaritz? — pytał Lambert.
— Tak.
I wszyscy umilkli powtórnie.
Gabryelę opanowała złość na samą siebie, że się tak głupią przedstawia. Przecież nic jeszcze nie powiedziała, musi więc mówić za jakąkolwiek cenę, coś najbanalniejszego, byle mówić.
— W Biaritz? tam pewnie prześlicznie. Biaritz leży w Prusach, nieprawda? — pytała się z całą naiwnością.
To przeszło wszelkie granice. Matka Paganiowa upuściła z ręki list, którym się bawiła i podskoczyła wprost na kanapie. Lambert, widząc, że nieświadomość geograficzna żony takie piorunujące wrażenie zrobiła, zaczerwienił się po uszy. Stary Pagani siedział spokojnie, uśmiechając się dobrodusznie.
— Widocznie geografia nie należała do ulubionych przedmiotów pani — dodał.
— Geografia! — odparła synowa z prostotą — nie uczyłam się jej nigdy. Czytałam jedną jedynę podróż po środkowej Afryce, czy Australii, sama już nie pamiętam, bo te dwie części świata zawsze mi się mieszały z sobą.
Nagle śmiech się rozległ. Wszyscy obejrzeli się zdumieni — to Izabela weszła niepostrzeżenie do salo-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/41
Ta strona została przepisana.