wnym dowodem, że radość Gabryeli nie uszła jej bacznej uwagi.
Po wyjściu młodych małżonków, obie damy patrzyły na siebie badawczo.
— Jakaż to powabna osóbka — zaczęła Izabela tonem szczerym napozór, przypatrując się arabeskom na kobiercu.
— Tak, przemiła — powtórzyła matka sarkastycznie. — Izabelo, co to znaczy?
— Nie wiem, o co idzie?
— No, ten uprzejmy, pełen afektacyi ton twej mowy, to serdeczne powitanie, wreszcie ta nieszczera pochwała i niczem niewytłómaczona chęć ujrzenia jej w swym salonie, wśród doborowych gości? Twierdziłaś zawsze przed ślubem Lamberta, że nie chcesz widzieć twej bratowej, bo ona nie istnieje dla ciebie!
— Człowiek zmienia swe przekonania...
— Ale nigdy bez przyczyny. Coś w tem tkwić musi...
— Przed tobą, droga mamo, nic się nie ukryje, muszę więc być otwartą. Otóż, hrabia Justyn...
— Z racyi którego jesteś już na ludzkich językach.
— O co nie dbam wcale — wzruszyła Izabela ramionami i ciągnęła dalej — mówił mi kiedyś: „Droga przyjaciółko, zaczynam się u was nudzić.”
— Nie było to zbyt pochlebne — zauważyła matka.
— Przepraszam cię, mateczko, powiedział: „za-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/43
Ta strona została przepisana.