w płaszcz i gęstą woalkę, z pod której błyszczały oczy, niby gwiazdy w mgle tonące.
— To znaczy, drogi Lambercie, że nietylko całe towarzystwo, ale i ciebie chcę oczarować swoim strojem; doprawdy cieszę się z twego zdumienia.
— Dziecię! — śmiał się Lambert i wziąwszy żonę pod ramię, zaprowadził ją do powozu.
Salon Izabeli znanym był w całem mieście jako punkt kulminacyjny śmietanki towarzystwa Pragi. Wszystkich, co wyróżniali się rozumem, urodą lub bogactwem starała się Izabela mieć na swych zebraniach. Salon stanowił dla niej największą troskę, najważniejsze zajęcie życia. Przez całe lato rozmyślała zwykle, kogoby „pozyskać”, ktoby się obecnie nadawał „na pokaz.” Dom jej był pysznym pałacem: nie brakowało tam ani francuskiej elegancyi, angielskiego komfortu, ani włoskiej fantazyi.
Tego wieczoru było liczne bardzo zebranie. W sali muzycznej grał właśnie znakomity artysta na fortepianie; Izabela z hrabią Justynem stała w małym pokoju przyległym.
— A propos — zapytał hrabia, nie słuchając wcale muzyki — mówiłaś mi pani, że przygotowujesz dla mnie niespodziankę?
— Tak jest. Myślałam wprawdzie, że jej pan już dziś nie ujrzysz, ale otóż i ona weszła do wielkiej sali, a w tej chwili ku nam zmierza.
Hrabia się obejrzał.
— Na Boga, co za strój! — szepnął półgłosem,
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/46
Ta strona została przepisana.