kiemi pretensjami rozpoczynała właśnie w teatrze niemieckim karyerę artystyczną.
— Czy nie przerywam paniom ważnej rozmowy? — odezwał się hrabia, podając śpiewaczce krzesło.
— Bynajmniej — odparła Izabela. — Pani de Dorval wypowiadała tylko hymny pochwalne na cześć naszej pięknej Pragi.
— Czyż można się nią zachwycać — dziwiła się artystka z prawdziwie niemieckim beztaktem. — Pani zna przecież Wiedeń.
Pani de Dorval patrzyła na nią obojętnie, nie odpowiadając nawet, tylko ironiczny uśmiech pojawił się na jej ustach.
— Pani de Dorval wiele bardzo podróżowała — przerwała gospodyni kłopotliwe milczenie.
— Ja tak lubię podróżować — szczebiotała śpiewaczka. — Szkoda jeno, że teraz coraz już mniej przytrafia się nadzwyczajnych przygód. Po sobie przynajmniej sądzę. Czy doznałaś pani czegoś podobnego?
Pani de Dorval, nie chcąc być niegrzeczną, musiała odpowiedzieć. Czoło jej pokryło się zmarszczkami, oblicze spochmurniało, zimnym, twardym głosem rzuciła słowo:
— Nie.
Lambert odczuł, że ta krótka odpowiedź była chęcią zabezpieczenia się przed dalszem wybadywaniem; odczuł również, że dziwna obojętność jej była tylko maską marmurową, ukrywającą jakieś głębokie cierpienie.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/54
Ta strona została przepisana.