Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/59

Ta strona została przepisana.

bela i krzyknęła przerażona: Na Boga, co się pani stało?
— Nic — odparła z ciężkiem westchnieniem. — Powóz czeka na mnie już zapewne.
Lambert podał jej ramię. Wdzięcznie je przyjęła, nogi się bowiem pod nią chwiały, a Pagani czuł jak cała się trzęsła. Izabela i śpiewaczka poszły za nimi; hrabia pozostał w zamyśleniu. Rozbudził go srebrzysty śmiech. Obejrzał się i ze zdumieniem zobaczył przy sobie Gabryelę.
— Prawdopodobnie myśli pan stale o zapomnianem imieniu psa. Powiem je panu. Mój biedny Artus nie przypuszczał chyba, że ktoś sobie o nim wspomni.
Hrabia patrzył na nią zdziwiony, niby na czarodziejkę.
— Zkąd pani to wiesz, doprawdy on się tak wabił.
— Czyż nie wydam się panu zbyt zarozumiałą, jeśli te wszystkie pochwały o mozajkowych, dyamentowych oczach do siebie wezmę? Ale to przecież nie moja wina, iż ówczesna Wanda, a dzisiejsza Gabryela jest jedną i tążsamą osobą. Skoro mój ojciec opuścił zajęcie komedyanta, zmienił me imię. Witam pana tedy, jako starego znajomego! Podała mu rękę, hrabia uścisnął ją serdecznie.
— Biedny, biedny Artus! Pan nie wiesz jaki smutny miał koniec. Kiedy się mój ojciec przeniósł do miasteczka B. w roli nauczyciela muzyki, a było to zaraz po owym pożarze w teatrze, pozostał z na-