mi Artus, jako jedyny nasz majątek. Jednego lata wściekł się pies w naszej okolicy i pogryzł kilka innych. Nastał ogromny popłoch. Ja jednak o niczem nie wiedziałam i Artus po dawnemu był stałym moim towarzyszem. Pewnego dnia wyszliśmy razem w pole, rozmawiałam z nim, jak z człowiekiem i niechaj mi pan wierzy, całkiem mnie rozumiał.
Nagle wypadło na nas kilku chłopów z drągami i rzucili się na Artusa, krzycząc, że to właśnie ów pies wściekły. Nadaremnie tłómaczyłam ich pomyłkę, prosiłam, zabili przed memi oczyma biednego Artusa, który skonał u mych nóg, skarżąc się smutnem spojrzeniem na okrucieństwo i niesprawiedliwość ludzką. Zemdlałam wtedy z żalu, a przez długie lata opłakiwałam stratę mego najszczerszego przyjaciela. Pochowałam go własnemi rękoma pod krzakiem bzu. Doprawdy nie mogę o nim pomyśleć bez wzruszenia. Biedny, biedny mój Artusie — szeptała, a łzy spływały jej po twarzy.
Zamilkli oboje, gdyż i hrabia Justyn był pod silnem wrażeniem. Wkrótce jednak wyrwał ich z zamyślenia śpiew wiedenki, która wykonała aryę z „Semiramidy” haniebnie, bez najmniejszego zrozumienia. Mimo to wywołała ogólny zachwyt i rzęsiste oklaski.
Gabryela rozejrzała się po salonie i zobaczyła swego męża, siedzącego na tej samej kanapce, gdzie pierwej odpoczywała pani de Dorval. Był pogrążony w dziwnem rozmyślaniu.
— On smutny, a ja bawię się z innymi, o nim
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/60
Ta strona została przepisana.