Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/61

Ta strona została przepisana.

zapominając — wyrzucała sobie Gabryela i nie zwracając już uwagi na hrabiego, poszła do Lamberta.
— Co ci jest? — pytała serdecznie.
Poruszył niecierpliwie głową.
— Lambercie, czem względem ciebie zawiniłam? — pytała się ze wzruszeniem.
— Ach, Boże! — niczem — odparł nerwowo.
— Gabryelo — zawołała Izabela — Lambert chwalił bardzo twój piękny głos, może nam zaśpiewasz?
— Nie; umiem zaledwie parę starych piosenek, zbyt już osłuchanych.
— Zaśpiewaj, zaśpiewaj proszę — nalegała, ciągnąc ją do sali koncertowej.
Nie wierzyła w talent Gabryeli i dlatego właśnie namawiała ją tak usilnie. Postanowiła sobie uczynić Gabryelę śmieszną, a teraz, widząc, że inne zupełnie, niż oczekiwała ona, robi bratowa wrażenie na Justynie, pragnęła tego podwójnie. Zaczęła już zazdrościć.
Gabryela nie widziała nikogo, prócz Lamberta smutnego, pochmurnego. Widoczne było, że się na nią gniewa, a tego nie spodziewała się nigdy, przynajmniej nie tak prędko.
— O jakaż różnica między spojrzeniem, jakiem teraz mnie objął a ówczesnem pod jabłonią — myślała przygnębiona.
Nagle zamajaczyła jej przed oczami cała ta okolica, zabrzmiała melodya katarynki. Jako we śnie usiadła przy fortepianie, jak we śnie przesuwała pal-