Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/62

Ta strona została przepisana.

cami po klawiszach. Wielkie swe oczy, pełne łez, podniosła w górę, a gorąca, głęboko odczuta, prosta, lecz tkliwa pieśń: „kiedym len przędła” popłynęła złotą kaskadą tonów nie z ust jej, ale z serca. Takie dźwięki mało kto jednak zrozumie, to też odezwały się słabe pochwały i kilka grzecznych „brawo.” Tylko śpiewaczka wiedeńska zdała się być w natchnieniu. Przypomniała ona sobie opowiadaną anegdotę o sławnej artystce włoskiej, która szal, przeznaczony przez papieża dla największej śpiewaczki współczesnej, ofiarowała prostej cygance i jako faute de mieux podała Gabryeli napół zwiędłą różę ze swego bukietu. Gabryela nie zauważyła tego nawet, w tej chwili bowiem posłyszała za sobą głębokie westchnienie. Myślała, że to Lambert, obejrzała się, obok niej stał hrabia Justyn. Jednakże i Lambert był wzruszony wspomnieniem pamiętnej chwili przy jabłoni i urażony obojętnem zachowaniem słuchaczy, zaproponował więc żonie powrót do domu. Przyjęła to radośnie.
W powozie oboje milczeli, każde pochłonięte własnemi myślami. Ona przypomniała sobie te dawne czasy włóczęgi z ojcem. On miał wciąż przed oczami postać pani de Dorval, chłodną, marmurową; widział bladość jej lica, jej ból i smutek, starannie ukrywany pod maską obojętności. Takiej idealnej piękności, czegoś równie powabnego nie zdarzyło mu się spotkać. Podobnie regularne rysy twarzy pełnej głębi uczuć i myśli tylko dłuto Praksitelesa mogło wykuć z kararyjskiego marmuru. Teraz znalazł pra-