Hrabia odprowadził ją naturalnie. Kiedy stanęli przy domu, zaczął się żegnać.
— Pójdziesz pan przecież do nas — zapraszała. — Jestem sama i smutno mi. Lambert mile pana powita.
Hrabia w trudnem był położeniu, nie mógł bowiem uczyć jej tego, co wypada, a co nie uchodzi. Nim znalazł jakąś racyonalną wymówkę, zapraszała go powtórnie.
— Boisz się pan nudów? Będę opowiadała o Artusie, zaśpiewam panu kilka piosenek.
Hrabia poszedł.
Mówiła mu o Artusie, o tułactwie z ojcem, o figlach dziecinnych, wyprawach po lesie i polach, wreszcie o swej miłości ku Lambertowi. Wsłuchiwał się w muzykę jej głosu, wsysał w siebie każde jej słowo, sam jednak milczał.
— Pan smutny, zaśpiewam coś wesołego.
Usiadła do fortepianu i długo śpiewała.
— Zaschło mi w gardle — rzekła po odśpiewaniu kilku pieśni. — Na szczęście mam bombonierkę, pełną cukierków.
Wzięła ją ze stolika i usiadła obok hrabiego.
— Niech pan będzie łaskaw — częstowała go. — Pan nie lubi cukierków? To niemożliwe. Ten maraskinowy wyborny jest, proszę skosztować.
Podała mu cukierek w ten sposób, że się dotknął jego ust. Hrabia zjadł go naturalnie, wydał mu się nie maraskinowym, lecz ambrozyowym.
Gabryela szczebiotała dalej, śpiewała, jadła cu-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/69
Ta strona została przepisana.