czuwania, lub płaczu. Poraz to pierwszy od ślubu nie spędzili razem wieczoru, tyle godzin byli zdała od siebie.
Przy śniadaniu Lambert nie przemówił ani słowa. Gabryela starała się poprowadzić rozmowę.
— Spotkałam wczoraj hrabiego; to bardzo miły interesujący i naturalny człowiek.
— Tak, zdaje się.
— Czy wiesz, byłam wczoraj na przechadzce. Tam na Petrzynie, jaki to śliczny park!
— Rzeczywiście. Dobrze uczyniłaś, czas rozkoszny.
— Naprawdę rozkoszny. Tak długo na ciebie czekałami Śpiewałam hrabiemu, zjadłam wszystkie cukierki.
— Czyż hrabia był u nas?
— Poprosiłam go; czyż nie powinnam była tego zrobić?
Lambert wzruszył ramionami.
— Dziwi mnie, że przyjął zaproszenie. Ale zresztą, przecież jest już prawie narzeczonym Izabeli.
— Doprawdy? A nic mi o tem nie mówił. A gdzieś ty był, drogi Lambercie?
— Ja? Cóż ci na tem zależy? Czy musisz wiedzieć?
— Czy muszę? Nie. Czekałam tak długo i obawiałam się, że ci się co złego stało.
— Spotkałem dawnego znajomego, który mi wyrzucał, że się od całego świata odsuwam. Poszedłem z nim do klubu. Ot i wszystko.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/71
Ta strona została przepisana.