Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/75

Ta strona została przepisana.

krzyżem. Głowę oparła o ręce i wpatrywała się w panoramę Pragi, w piękną okolicę.
Pod tym krzyżem modlili się podobno skazani na śmierć. Musiało być im ciężko żegnać się z życiem, ze światem, który z tego miejsca tak się powabnie przedstawiał. Głęboko zasmucony wyraz twarzy pani de Dorval pozwalał się domyślać, że podobych wrażeń doświadczała i ona w tej chwili.
Posłyszawszy odgłos kroków, obejrzała się: Lambert zaś zdawał się jej nie poznawać. Składając potem ukłon głęboki, przemówił:
— Ach, przepraszam najmocniej, nie poznałem pani odrazu.
I ona patrzyła na niego, jak na nieznajomego, ukłoniła się grzecznie, ale, według swego zwyczaju, chłodno.
— Bo i któżby się mógł spodziewać spotkać panią na tem pustkowiu! Przez myśl nawet nie przeszło mi podobne przypuszczenie.
— Cóż w tem dziwnego? Przecież pan wiesz, że przybyłam do Pragi jedynie dla poznania jej pamiątek i osobliwości.
— Naprawdę jedynie w tym celu? — pytał Lambert dobrodusznie.
Pani de Dorval zmierzyła go tak ostrem spojrzeniem, iż utrwalił się w przekonaniu, że po za pięknemi widokami, coś ważniejszego trzyma ją w Pradze...
— Czego tak dziwnie patrzysz na mnie, szanowna pani?