skiej zrobiło mi się tak niedobrze. W salonie duszna atmosfera panowała.
— A pani przejęta była silnem wrażeniem, złożonem teraz na karb gorąca... Jeśli życzysz sobie, szanowna pani, ażeby wierzono twym słowom, mów przynajmniej prawdopodobniej.
— Jesteś pan niezwykle śmiałym — rzekła, marszcząc czoło i rumieniąc się mocno. — Czem pan udowodnisz swoje domysły?
— Drganiem twych ust, ruchami nerwowemi, podczas których złamałaś swój wachlarz, wreszcie zmieszaniem, jakie czytam obecnie na twarzy.
Rzeczywiście była bardzo pomieszana.
— Alboż nie wzruszające opowiadanie hrabiego? — pytała głosem drżącym.
— Bardzo, zwłaszcza dla osób tkliwych, sercowych, jak hrabia, ale pani nie jesteś dobrą, tak sama powiedziałaś, a każesz wierzyć bezwzględnie w każde twe słowo...
— Jedź do miasta! — rzuciła woźnicy.
Na Lamberta spojrzała złowrogo, nie odwzajemniając się nawet za jego uprzejmy ukłon.
Pagani uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie wiedział dotąd, co się kryje pod tą powłoką marmurową, ale rad był, że się przed nim cofa, że była zmieszana i unikała jego wzroku. To jej ponure, pełne gniewu i lęku spojrzenie podobało mu się bardzo. Nie była to jeszcze wprawdzie sympatya, ale nie była już obojętność, drażniąca i podniecająca jego am-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/78
Ta strona została przepisana.