świętego — świata czystego serca, kochającej duszy, która umie się poświęcać i cierpieć. Myśl jej podobną była do świetlanego horyzontu, na jakim przesuwają się małe, białe obłoczki, do czystego strumienia, otoczonego różnobarwem kwieciem. Niewdzięczy Lambert odwracał się od niej, zbliżając ku hardej pani de Dorval, której dusza przedstawiała mu się, jako ciemny horyzont nocy, oświetlony czasami zorzą północną, krzyżującemi się błyskawicami lub zwodniczemi meteorami. Był on, niby pielgrzym, idący z wiarą i pobożnością do Rzymu, który zobaczywszy gdzieś pod napół zburzonem sklepieniem oblicze bogini pogańskiej, oczarowany jej pięknością zapomina o całym świecie, o celu swej podróży. Ilekroć widział Lambert panią de Dorval, zawsze, mimowoli nawet, przyrównywał ją do posągu.
Gabryela nie domyślała się tego, co przechodziła dusza jej męża, martwiła się tylko, że nie potrafiła utrwalić jego miłości. Po za tem wszystko jej było obojętne. Hrabia Justyn stanowił jedyną pociechę, jako prawdziwy, szczery przyjaciel. Bez niego zginęłaby chyba na tej pustyni, gdzie ręka małżonka podawała jej złoto — skoro tęskniła za uśmiechem, drogocenne kamienie — gdy żądała jego miłości. Biedne serce! Nie przeczuwała, że ten, co za przyjaciela uchodzi, był właściwie kochankiem.
Czego jednak nie przypuściła Gabryela, o tem wiedziała doskonale Izabela.
Okrutna nią zazdrość owładnęła. Ta dziewczyna, którą brat ze wsi, z ulicy wprost podniósł, ta
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/80
Ta strona została przepisana.