skoro przedemną stanęła, atmosfera ochłodziła się o kilka stopni.
Rozmawiając, rozglądała się po salonie, szukając w nim z sercem ściśnionem swego męża. Słowa Izabeli brzmiały jej wciąż w uszach. Nareszcie dojrzała go przy oknie, również wyczekującego na kogoś z tęsknotą. Serce zabiło jej radośnie — przecież on szuka swej żony, a to, co słyszała przed chwilą, było widocznie prostem kłamstwem. Naraz zauważyła, jak się jego oczy rozpromieniły, twarz zajaśniała wyrazem zachwytu. Śledziła jego wzrok i spostrzegła panią de Dorval, wkraczającą właśnie do salonu wspaniale i dumnie, jak królowa. Momentalnie znalazł się Lambert u jej boku. Gabryela przymknęła oczy.
— Czemu pani siedzi tu, jak skamieniała? Pani wydaje mi się rzeczywiście cierpiącą — zauważył hrabia.
— Troszkę — odparła.
Wstała, kierując się ku małemu salonikowi, pustemu zupełnie w danej chwili. Hrabia widząc, że chce samą pozostać, przyłączył się do grupy osób, otaczającej pana Bergenhausen. Gdyby pan Bergenhausen z taką pilnością oddawał się studyom wiedzy dyplomatycznej, jaką poświęcał sprawom teatralnym i skandalicznym anegdotom z paryzkiego świata, doznałby większego powodzenia w obranym zawodzie, a duma krewnych miałaby racyonalniejsze podstawy, ale nie miał już na to czasu. Zresztą w oczach młodych jego słuchaczy w salonie Izabeli
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/86
Ta strona została przepisana.