Gabryela potarła ręką czoło i mówiła spokojnie:
— Byłoby z mej strony niewłaściwie, nieuczciwie słuchać dalej twej obraźliwej mowy. Napróżno domagałam się twej miłości, pani, ale mogę, muszę żądać, abyś uszanowała we mnie żonę swego syna.
Chciała odejść, ale pani Paganiowa zastąpiła jej drogę.
— Żonę mego syna? To cię napełnia taką dumą? — pytała z szyderczym śmiechem. — Alboż nią jesteś? Tak, przed światem i prawem jedynie — zastanów się jednak lepiej. Zaprzedałaś mu się tylko dla majątku, a to czyni kochanka. Nie zmienia to położenia, że kupno nastąpiło przy ołtarzu. A jak dalej pani postępujesz? Ozdobiona naszem nazwiskiem, ulegasz namiętności miłosnej i bezwstydnie rzucasz się w objęcia hrabiego Justyna. Widzisz, że cię odgadłam; teraz już chyba nie będziesz wymagać mego uznania.
Po tych słowach wyszła teściowa z saloniku z twarzą zupełnie spokojną, uśmiechniętą nawet, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na Gabryelę, która strasznie zgnębiona upadła na krzesło i była blizka zemdlenia.
— Proszę cię, stryju — pytała się Izabela — jak się nazywa ta indyjska bajadera, coś mi o niej tak zajmująco opowiadał?
— Ach! moje damy i panowie, toż to urocze wspomnienie — wołał zachwycony stary satyr.
Czyż można zapomnieć to ciemne oko, odzwier-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/89
Ta strona została przepisana.