Gdy wreszcie stodoły moje na oścież się otworzyły, by przyjąć na przechowanie dary ziemi, gdy na polach zaroili się weseli pokłośnicy, a główna praca była już ukończona, odjechałem do Pragi, aby ztamtąd zawitać do cichej wioski T... i, według umowy, w dniu oznaczonym zawrzeć z Florą związek na życie.
Przyjechałem do T... dopiero w południe, w sam dzień ślubu. Ani ja, ani Flora, ani Frydecki, nie życzyliśmy sobie żadnego rozgłosu, żadnej okazałości. Kupiłem rano w Pradze piękny welon koronkowy, a nadto przywiozłem Florze naszyjnik rubinowy starożytnej roboty, najdroższy nasz klejnot rodzinny. Uzupełniał te podarki ślubne wieniec mirtowy, bogato pomarańczowem przepleciony kwieciem.
Flora była poważna, ale nie afektowała żadnego smutku. Wydawała się zupełnie spokojną, tylko ręka jej drżała, gdy mi ją podała na przywitanie. Podziękowała mi za dary i zachwycała się bardzo uprzejmie delikatnością koronek, ogniem rubinów i słodką wonią kwiatów. Siedziała cały czas koło mnie i sta-
Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/108
Ta strona została przepisana.
100
Na pograniczu obcych światów.