Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/112

Ta strona została przepisana.
104
Na pograniczu obcych światów.

Weszliśmy do kościółka. Był cichy, mroczny, a czar wieczoru przysłaniał, niby gazą złocistą, trzeźwe jego ubóstwo. Stanęliśmy przed ołtarzem. Świece migotały w słabych dymach kadzidła, w szyby okienne pukały nawpół uschłe liście drzew delikatnie i przytulnie, jak rączki nowonarodzonego dziecięcia, a ze spokojną tą harmonią spływał głos Flory, wymawiającej marzącym półszeptem przysięgi małżeńskie. Ceremonia skończyła się w kilka minut, i cicho, jak-eśmy przyszli, wróciliśmy do domu.
Flora przebrała się, i pojechaliśmy do Bubencza na stacyę, bo umówiliśmy się, że pierwsze dni małżeństwa spędzimy w Dreźnie. Frydecki odprowadził nas na stacyę.
— Tu więc mam pożegnać się z tobą, ojcze? — spytała Flora drżącym głosem. — Więc już cię nie zobaczę, zanim się w tę długą, daleką udasz podróż?
— Rozmyśliłem się, — odpowiedział Frydecki po chwili milczenia, — muszę jeszcze z Łazarzem o ważnych pomówić rzeczach. Odwie-