Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/115

Ta strona została przepisana.
107
Na pograniczu obcych światów

warzystwo hałaśliwie koło nas banalne dytyramby w pruskiem narzeczu na cześć „boskiego Rafaela“ wykrzykiwać jęło, przymknęła Flora oczy i pociągnęła mnie ku wyjściu. Spieszyła się tak, że zdawało się, iż ucieka z galeryi. Zacząłem śmiać się z niej.
— Czemu przymknęłaś oczy? — spytałem.
— Nie miałam pod ręką opony, aby Madonnę przed napaścią estetycznej zasłonić chełpliwości, zrobiłam tedy jak dziecko, które mniema, iż rzecz jest ukryta, jeśli samo jej nie widzi.
— Zrobiłaś bardzo dobrze — odpowiedziałem — pójdziemy jutro znowu do galeryi.
— Nie mam wprawdzie woli własnej i chętnie słucham cię we wszystkiem — odparła — ale pragnęłabym bardzo już dziś wieczorem odjechać z powrotem do Czech.
— A to dlaczego?
— Wiesz przecie, ze względu na ojca. Radabym widzieć go jeszcze przed odjazdem. Trzeba tedy się śpieszyć, bo wiem dobrze, a i ty zapewne jesteś tego przekonania, że