Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/14

Ta strona została przepisana.
6
Na pograniczu obcych światów.

Przysiadł się bliżej do mnie i utkwił we mnie oczy z jakieniś pomieszaniem i prawie niepokojem. Nawykły już do tego, nie zwracałem uwagi na jego dziwactwa, miałem dlań bowiem wielkie poważanie i szczerą życzliwość. Ale spostrzegłszy po chwili, że poruszenie jego wzrasta, spytałem go, co we mnie dzisiaj tak niezwykłego zauważył?
— Strzeż się pan! — rzucił nawpół żartem, nawpół zabobonnie Konstantyn — strzeż się pan, nasz miły Brytańczyk ma oczy uroczne!
Anglik zachmurzył się lekko.
— Nie jestem Neapolitańczykiem, nie wierzę tedy w jettaturę — zaśmiałem się, ale nagłe zrobiło mi się jak oś niemiło.
Przyjaciele szeptali już dawniej między sobą, że młodzieniec ten ma podobno zdolność która się w Szkocyi „drugim wzrokiem“ nazywa, to jest zdolność przepowiadania przyszłych wypadków. Nie zwracałem nigdy uwagi n a podobne przesądy, rozpocząłem tedy umyślnie rozmowę z Anglikiem, aby spłoszyć śmieszne te myśli.
— Jadę jutro rannym pociągiem do Ca-