Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/147

Ta strona została przepisana.
139
Na pograniczu obcych światów

przeciwnie, rzekłem jej, że nie dbam o miłość, zawarłem z nią umowę, a ona umowy dotrzymała. Cóż miałem robić, we własne w padłszy sidła?
Miałżem wyrwać jej tajemnicę z tych ust wzgardliwych? Miałżem jej powiedzieć, że smutek, który na twarzy nosi, krwawą jest dla mnie zniewagą? Śmiechu warto! Toć to wszystko z umową naszą nic nie miało wspólnego. Nie pozostawało mi nic innego, jak taić swój smutek i rozjątrzenie, jak — za jej przykładem — w głębi serca je zamknąć. I tem też kierowałem się odtąd...
Jakież smutne wspomnienie zostawiła mi ta długa, nieskończona zima górska! Jak widziadła występowały blade, posępne mgły z borów okolnych; przysuwały się, gnane szalejącą wichurą, bliżej i bliżej, aż wreszcie pewnie i nieubłaganie w zimne ujmowały nas objęcie. Mrok i zimno szły z niemi i kładły ciężki całun na dom i okolicę, odcinając nas od świata pozostałego. Wichura, pogrzebawszy nas pod śniegiem, długim, rozdzierającym zawodziła nad nami płaczem, niby wdo-