Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/149

Ta strona została przepisana.
141
Na pograniczu obcych światów

pomysłami i zwrotami mowy, niepozbawionemi według ówczesnego mego zapatrywania, pewnej poezyi, a częstokroć i uderzającej wymowy, która mnie, w ówczesnem, podnieconem usposobieniu, poprostu w zapał wprawiała. Mówił ojciec z takiem przeświadczeniem i tak przekonywająco o rzeczach, które za niemożebne uważałem, że mi słowa jego przez całe dnie i wieczory z głowy nie wychodziły, wywołując zupełną rewolucyę w ustalonych poglądach mych, które dotąd, jak to każdemu się zdarza, za prawdy uważałem niezłomne.
Nie wiem, jakieby wrażenie te książki i dzieła, a zwłaszcza rękopis ojcowski, dziś na mnie uczyniły, ale powtarzam, że — jak już zaznaczyłem — w ówczesnem usposobieniu mem prawdziwe robiły cuda. Przytaczam tu alegoryczną przedmowę jego dzieła, którą kilkakrotnie przeczytałem, aby sobie znaki, jakiemi manuskrypt był pisany, lepiej wbić w pamięć, i która z czasem cała istotnie w pamięci mi utkwiła. Niezwykła ta przedmowa brzmiała mniej więcej, jak następuje: