Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/160

Ta strona została przepisana.
152
Na pograniczu obcych światów.

nie zwrócić musiały uwagę Flory i do najwyższego zaniepokoiły ją stopnia. Z niechęcią patrzała na me częste wycieczki do biblioteki, ze strachem zabobonnym zauważyła wreszcie, że się tam na całe zamykam godziny, i nie taiła bynajmniej uczuć swych przede mną. Tem ostentacyjniej zatapiałem się w swych studyach, tem więcej czasu poświęcałem zapomnianym magom i alchemikom, i tem częściej przesiadywała sieroco Flora całe wieczory w wielkiej, posępnej sali rycerskiej, gdzie mnie niekiedy długo, długo oczekiwała i zkąd nareszcie, spostrzegłszy daremność oczekiwania, smutnie udawała się na spoczynek.
Pewnego wieczoru pogrążyłem się w książkach z niezwykłym zapałem i dopiero dogasająca lampa z rozmyślań mnie obudziła. W domu było zupełnie cicho. Zdawało się, że wszyscy jego mieszkańcy w śnie już toną spokojnym. Zeszedłem, nie śpiesząc się, po schodach na dół i szukałem omackiem drogi w ciemnym korytarzu, gdy wtem zastanowił mnie długi promyk światła, wydobywający się