przez dziurkę od klucza z poza wysokich drzwi sali rycerskiej. Zdziwiłem się, kto o tej porze jeszcze czuwa? Jakby w odpowiedzi, drzwi otworzyły się, i ujrzałem przed sobą Florę. Ku niemałemu zdumieniu memu ubrana była w białą suknię; z ramion spływał jej w miękkich, malowniczych fałdach stary szal indyjski, nakształt płaszcza agrafką na piersiach spięty; piękne włosy miała rozplecione i owinięte wokół głowy, kędy je turban gazowy przy pomocy kilku długich złotych szpilek w porządku utrzymywał. Stała na progu w podwójnych blaskach: od ognia na kominie i od lampy zwisającej ze stropu; wdzięczna jej główka opierała się o ciemną ramę drzwi, a oczy podniosły się ku mnie i znowu płochliwie opadły ku ziemi. Była czarownie piękna.
W pierwszym odruchu byłbym padł przed nią na kolana. Nie zrobiłem tego wszakże; przeciwnie, ze zwykłym odezwrałem się do niej chłodem.
— Jakże teatralnie się wystroiłaś! I po cóż to?
Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/161
Ta strona została przepisana.
153
Na pograniczu obcych światów