ten przerażająco, jak na pożar, w śpiącym rozebrania! domu. Spieszne kroki przelęknionych służących ozwały się wkrótce na korytarzu, i klucznica, blada jak śmierć, wpadła do pokoju.
— Oh, Klaro, miła Klaro, jest mi bardzo niedobrze! — zawołała Flora, opamiętawszy się poniekąd, i rzuciła się staruszce na szyję. — Proszę, odprowadź mnie do mego pokoju...
— Mój ty Boże, mój ty Boże! — biadała staruszka. — Zaniesiemy panią na łóżko!
— Nie, nie, Klaro, nie do sypialni, do mojego pokoju, położę się tam na kanapce...
Stałem w ciemnym korytarzu przed jej drzwiami, słyszałem uspokajające słowa staruszki i westchnienia biednej Flory. Przynoszono poduszki, kołdry, świeżą wodę... Zdawało się, że czas zatrzymał się na zawsze. Nareszcie wyszła Klara, która przeczuwała mnie na korytarzu. Wierne jej oczy patrzały na mnie ze wzruszeniem i tkliwością przy slabem świetle, które trzęsło się w drżącej jej ręce.
Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/174
Ta strona została przepisana.
166
Na pograniczu obcych światów.