Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/205

Ta strona została przepisana.




XIV.

Światło słoneczne wdzierało się olśniewająco do sypialni, mimo zasłon spuszczonych, gdym się wreszcie z ciężkiego przebudził osłabienia. Flora siedziała koło łóżka.
— Lepiej ci? — spytała współczująco, z pełnym niewymownej dobroci uśmiechem.
— Czyżem był chory? — zdziwiłem się, odzyskując zwolna i z trudnością świadomość wczorajszego wypadku w bibliotece.
— Ach, tak-em się przeraziła — odetchnęła Flora. — Usłyszeliśmy ciężki upadek w bibliotece i wykrzyk stłumiony, stropy są takie cienkie w starym tym domu... Nie mogliśmy długo otworzyć drzwi biblioteki; umierałam