— Gdzie jesteś? — spytałem, nie ruszywszy nawet ustami.
— Mówię do ciebie szelestem drzewa — zabrzmiała odpowiedź.
— Ukaż się tedy! Co czynić mam, aby cię ujrzeć?
— Nic. Chcieć jeno mnie ujrzeć, ale chcieć wolą pewną, niezłomną, bez strachu.
— Już chcę!
— Niepodobna teraz! — wołało ciszej coraz i dalej, jakby zamierając.
— Co ci przeszkadza?
— Ona! — westchnął głos i dobrzmiał niby struna przerwana.
Liście brzozy zwisły znowu nieruchomie na gałązkach. Obejrzałem się — Flora stała koło mnie.
— Nie, nie mogę zostawić cię samego — rzekła z troskliwością serdeczną. — Przyszło mi to na myśl, gdym szła do domu. Jesteś jeszcze niezdrów. Zostanę z tobą.
Wolałem już przystać na powrót do domu; czułem istotnie wielkie znużenie i usnąłem wkrótce na kanapie. Nie śniło mi się nic,
Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/213
Ta strona została przepisana.
205
Na pograniczu obcych światów