Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/238

Ta strona została przepisana.
230
Na pograniczu obcych światów.

wają, a miód i wino płyną potokami, czarują ducha, myśli porywają w lot. Niema śród wszystkich siedzi Chiomara. W złotem tkane odzieli ją szaty; ręce, nogi, szyję złotem ozdobili. Siedzi niema, pogrążona w żalu. Teraz ją dziewy do komnaty Maelguna wiodą. Zawój oblubienicy słodką wonią dysze, ze złotych włosów balsam wonny dżdży. Jasność pochodni blasków tysiącami skrzy się w złotych klejnotach na piersi łabędziej, ale źrenice dziewy — chmurne, martwe. Chorowody dziew milkną, cicho w krąg w komnacie, Chiomara sama stoi, o słup swadziebnej wsparta sali. Oto wchodzi Maelgun. Wyciąga ręce do dziewy, w oku jego słodka tkliwość płonie.
— Mój Sinat! — woła dziewa. — Gdzie mój Sinat?
Jak użarty przez żmiję, rzuca się ku niej Maelgun. Ramiona jego oplatają ciało dziewy wokół. Lecz ona pewną ręką słupa wciąż się trzyma.
— Słyszysz, co rozkazuję? — szepczą jej usta. — Jeżeli życie moje sercu twemu drogie,