Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/260

Ta strona została przepisana.
252
Na pograniczu obcych światów.

— Nie kocham i nie waham się! — zawołałem radośnie. — Oto dowód, że odchodzę obojętnie z tego świata pełnego nędz i bólu: ani słowa tkliwego do tych, którzy tutaj zwłoki me znajdą zakrwawione!
W dzikiem uniesieniu przystąpiłem do stołu, wziąłem rozpoczęty list, zerwałem z szyi mały medalionik z wizerunkiem Flory, potarłem zapałkę i podpaliłem list, w który uprzednio zawinąłem medalion. Palący się papier rzuciłem do kominka. Po chwili strzelił wielki płomień, było tam mnóstwo nawrzucanych papierów, oraz kawałki niedopalonego drzewa. W chwili, gdym od buchającego odstąpić chciał ognia, aby kulą pistoletową kres życia położyć i duchowi wolność dać, zadrgało powietrze tajemniczym najczarowniejszych dźwięków prądem: święcie, tkliwie, słodko płynęła ku mnie fala organowych tonów, z któremi wiązał się miękki, głęboki, z samego serca idący głos Flory. Oczy mi zwilgły, jak piorunem rażona, zatrzęsła się cała ma istność, czułem w tem okamgnieniu, jak niewysłownie drogą była Flora mej duszy.