— Czyjąż więc? — spytałem zdumiony i przymknąłem mimowolnie okno, aby rozmowy naszej w ogrodzie słychać nie było.
— Czyją? — powtórzył ze wzburzeniem Frydecki. — Kochanka nieboszczki mej żony. Nie będę ci opowiadał, com przez to przecierpiał. Piekielne zaiste przeszedłem męki, bo z twarzy Flory spoglądał na mnie nieustannie zabójca mego szczęścia, i myślałem, że czaszkę dziecku temu roztrzaskam, aby ochłodzić żar nienawiści i ugasić dzikie zemsty pragnienie.
Stary ten człowiek zmienił się cały, rysy twarzy drgały mu kurczowo, a palce u rąk obu wpijały się jak szpony drapieżnego zwierzęcia w poręcze fotelu. Namiętne jego słowa wstrzęsły mną do głębi, stałem jak w posąg obrócony.
Frydecki westchnął głęboko kilka razy, zgarbił się znowu w swym fotelu i zaczął mówić dalej.
— Dziwisz się wybuchowi namiętności u człowieka zazwyczaj tak zimnego? — spytał, tłumiąc wzburzenie i na wymuszony jakiś zdobywając się spokój. — Dziwię się i ja sam, ale
Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/82
Ta strona została przepisana.
74
Na pograniczu obcych światów.