Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jącą szybkością i w odległości dwudziestu może stóp od niej zatrzymał się, przygasił nagle swój blask, nie zanurzając się jednak w wodzie, bo światło nie ulegało stopniowemu zmniejszaniu się, tylko nagle znikło. Potem ukazał się z drugiej strony okrętu, lecz niewiadomo jakim sposobem? czy opłynął go, czy też przesunął się pod jego spodem. Niebezpieczeństwo zetknięcia z nim groziło nam klęską.
Dziwiły mnie obroty fregaty. Uciekała, zamiast nacierać. Powinna była ścigać, a tymczasem sama była ścigana; zrobiłem tę uwagę kapitanowi. Na twarzy jego, spokojnej zwykle, czytałem nieopisane zdziwienie.
— Panie Aronnax — odpowiedział — nie wiem, z jaką straszną istotą mam do czynienia, i nie chcę nierozważnie narażać mojej fregaty wśród takiej ciemności. Zresztą, jakże zaczepiać, gdy nie wiemy kogo? Jakże się bronić przeciw nieznanemu? Poczekajmy do dnia, a wtedy role się odmienią.
— Ale już teraz nie wątpisz, kapitanie, o istnieniu zwierzęcia? — zapytałem.
— Nie, panie; jest to oczywiście narwal olbrzymi, ale zarazem elektryczny.
— Może być — dodałem — że nie można się do niego zbliżyć, tak samo jak do węgorza elektrycznego lub do drętwika (Raja elektryczna).
— W rzeczy samej — odrzekł kapitan — i jeśli posiada on w sobie jeszcze siłę piorunującą, to jest niezaprzeczenie najstraszniejszem zwierzęciem, jakie wyszło kiedykolwiek z rąk Stwórcy. Dlatego też, panie, mam się na ostrożności.
Przez całą noc załoga okrętowa była na nogach i nikt nie pomyślał o spaniu. Abraham Lincoln, nie mogąc walczyć szybkością, zwolnił swój bieg; utrzymywano na nim niewielką tylko parę. Narwal, idąc za przykładem fregaty, pozwalał się kołysać falom — i zdawało się, że postanowił nie opuszczać placu bitwy.
Jednakże około północy znikł, albo lepiej powiedziawszy „przygasł”, jak ogromny robak świecący. Czy uciekł? Należało się i tego lękać, ale nie spodziewać. Lecz na siedem minut przed pierwszą z rana dało się słyszeć ogłuszające gwizdnięcie, podobne do tego, jakie wydaje strumień wody, z nadzwyczajną wyrzucony gwałtownością.
Kapitan Farragut, Ned Land i ja staliśmy wówczas na pomoście rufy, usiłując stamtąd przedrzeć ciekawym wzrokiem grube ciemności.
— Ned Land — rzekł kapitan — wszak często słyszałeś wieloryby ryczące?
— Często, panie, ale nigdy takich wielorybów, których wypatrzenie przyniosłoby mi dwa tysiące dolarów zysku.
— To prawda, że masz prawo do nagrody. Ale powiedz mi,